Snow-berry |
Wysłany: Nie 10:11, 01 Lis 2009 Temat postu: |
|
Ja też to kupuję. Jestem jeszcze trochę zamroczona ze względu na wczesną porę, ale kupuję, niezaprzeczalnie. I jesteś bardzo niedobra, że przerywasz w takim momencie ^^
Dobra, pozwolę sobie poprawić błędy, które mi się na szybko rzuciły, ale jak mówię - stan zamroczenia mojego umysłu jest spory - dlatego mogę coś pominąć czy w ogóle jakieś farmazony powypisywać (co zresztą nie byłoby niczym nowym, nieprawdaż?)
Cytat: | Zielonooki dwudziestolatek budzi się z krzykiem ugrzęzłym w gardle. |
Nie powinno być 'uwięzłym'?
Cytat: | Czerwone podkrążone oczy, z płaczu i braku snu oraz blada cera. |
Ale co te czerwone oczy? Może: jego spojrzenie napotyka czerwone oczy bla bla? Albo: spoglądają na niego czerwone oczy bla bla? Nie wiem, ale można nad tym pomyśleć, odstawić do poprawienia czy coś.
Cytat: | - Draco, tak brak mi ciebie – szepcze do siebie młody brunet, idąc ciemną ulicą, oświetloną tylko nikłym blaskiem latarni. |
Ogonki.
Cytat: | Strząsa ręką, które pojawiają się w kącikach jego oczu. |
Zgubiłaś 'łzy'.
Cytat: | Nie będzie płakał, już nie może. Czas w którym płakał niemalże non stop, minął już bezpowrotnie.
|
Powtarzasz 'już'. Chyba że to celowe; nie znam się.
Cytat: | Postanowił wtedy, że będzie dzielny i, że będzie wspominał tylko te szczęśliwe chwile, choć nie by było ich zbyt wiele. |
Przecinek przed 'że' niepotrzebny.
Poza tym 'by' jest niepotrzebne.
Chyba że ew. chodziło Ci o 'choćby nie było ich zbyt wiele'.
Cytat: | Nie wahając się ani przez chwilę, młody brunet zajmuje zwolnione miejsce. |
Przecinek zgubiłaś.
Cytat: | Nieścinane od dawna opadają na czoło, zakrywając słynną bliznę w kształcie błyskawicy. |
Zgubiłaś 'włosy'.
Cytat: | - Potter – mówi po chwili, ale w jego głosie nie słychać dawnego chłodu, czy szyderstwa. |
Przed 'czy' przecinek niepotrzebny.
To takie drobiazgi na szybko. Ogólnie wzywam Cię do mobilizacji i kończenia tegoż fica! Apetyt rośnie w miarę jedzenia, czyż nie? |
|
jakastam |
Wysłany: Sob 15:18, 31 Paź 2009 Temat postu: [NZ][+13][drarry,snarry]A wszystko przez ciebie |
|
Wstawiam tylko dlatego, że tu strasznie pusto. Jeszcze niedokończony fick, aczkolwiek pewną koncepcję mam. Pisane podczas wszelkich możliwych lekcji w zeszycie od WoS-u, we wrześniu. Znalazłam, kiedy próbowałam uczyć się do klasówki.
Nie bić, nie gryźć etc, etc. Tekst nie jest genialny, porywający, czy oryginalny. Mam tego świadomość. Nie zabijajcie mnie za to
fandom: Harry Potter
tytuł: A wszystko przez ciebie
pairing: Drarry i Snarry
autor: ja (jakastam, Klaudi, klaudiakosmos - a zwijcie mnie jak chcecie)
długość: dwie, może trzy części (to zależy od czasu i weny)
A wszystko przez ciebie
‘Dwaj najpotężniejsi czarnoksiężnicy stoją naprzeciwko siebie.
Obaj z różdżkami wycelowanymi w swojego przeciwnika.
Patrzą na siebie, a w ich oczach można dostrzec zdecydowanie.
W tej walce będzie tylko jeden zwycięzca.
Tylko jeden z nich opuści pole bitwy żywy.
Tylko jedno – Dobro lub Zło – będzie tego dnia triumfować.
Jeden z nich, ten starszy, ledwo dostrzegalnie porusza różdżką i bezgłośnie wypowiada zaklęcie.
Widać zielony płomień zmierzający w stronę jego wroga.
On tego nie zauważa; dalej stoi niewzruszenie.
Jeden z czarodziejów, stojących nieopodal, rzuca się przed młodzieńca, w którego stronę zmierza śmiercionośne zaklęcie.
- Nie! – słychać krzyk.’
Zielonooki dwudziestolatek budzi się z krzykiem uwięzłym w gardle. Spocony, wstaje i idzie do łazienki obmyć twarz. Patrzy w lustro i cofa się przestraszony. Czerwone podkrążone oczy, z płaczu i braku snu oraz blada cera.
Merlinie, wyglądam jak wampir, myśli spoglądając jeszcze raz na swoją niegdyś przystojną twarz.
Teraz z powodu smutku, rozpaczy i niedospania, już nie tak pociągającą. Zza grzywki jednak dalej widać sławną bliznę. Choć okrutnie potraktowany przez los, wciąż jest Harrym Potterem, Chłopcem Który Przeżył I Pokonał Voldemorta.
To właśnie dlatego, przez ciągłe traktowanie go jako Wybrańca, odszedł ze świata czarodziejów, pozostawiając po sobie tylko legendę sławnego Złotego Chłopca Gryffindoru, i zaszył się w mugolskiej dzielnicy, już niemalże dwa lata temu. Myślał, że znajdzie tam ukojenie, zapomni o bólu w swoim sercu. Tak się jednak nie stało. Zamiast zapomnieć, co noc poprzez koszmary zagłębiał się w wspomnienia o utraconej miłości.
Westchnąwszy, wyszedł z łazienki i chwyciwszy płaszcz, poszedł przejść się po mugolskim Londynie. Ostatnimi czasy, często nie mogąc spać, chodził nocami na spacery. Pozwalało mu to chociaż w pewnym stopniu uspokoić się i ukoić nerwy, po tych snach pełnych koszmarów. Niezmiennie, co noc od dwóch lat śnił mu się jego kochanek, Draco, ratujący mu życie i ginący przy tym.
- Draco, tak brak mi ciebie – szepcze do siebie młody brunet, idąc ciemną ulicą, oświetloną tylko nikłym blaskiem latarni.
Strząsa ręką łzy, które pojawiają się w kącikach jego oczu. Nie będzie płakał, już nie może. Czas w którym płakał niemalże non stop, minął już bezpowrotnie. Postanowił wtedy, że będzie dzielny i, że będzie wspominał tylko te szczęśliwe chwile, choć nie by było ich zbyt wiele.
Jednak postanowienie na nic się nie zdaje. On pamięta, zapomnieć nie może. Pamięta te dobre i te gorsze chwile, nawet ten straszny koniec swojego kochanka, który zginął osłaniając go własnym ciałem.
Muszę, choć na chwilę przestać o tym myśleć, stwierdza w myślach Harry i chwilę później kieruje swe kroki w stronę jednego z londyńskich barów o dźwięcznej nazwie ‘Singularis Veritas’.
Nigdy wcześniej tu nie był. Nie zawędrował podczas swych nocnych spacerów aż tak daleko.
Wchodząc rozgląda się po barze, nie zauważa wolnych miejsc. Nagle spostrzega mały stoliczek w rogu sali. Siedzący przy nim mugole podnoszą się i kierują się w stronę wyjścia. Nie wahając się ani przez chwilę, młody brunet zajmuje zwolnione miejsce. Już po chwili siedzi samotnie przy stoliku i pije whisky.
Po pewnym czasie, nie wie dokładnie ile minęło minut a może godzin od jego przyjścia do baru, słyszy skierowane do siebie pytanie:
- Można się dosiąść?
- Tak – odpowiada, nie podnosząc wzroku.
Słyszy dźwięk odsuwanego krzesła. Po chwili znów zapada cisza. Już nie siedzi sam. Naprzeciwko niego siedzi mężczyzna, poznał to po głosie. Obaj piją w milczeniu jeden alkohol po drugim.
W pewnym momencie dwudziestolatek podnosi wzrok i spogląda na mężczyznę siedzącego przed nim. Ich spojrzenia krzyżują się. Chłopak zamiera.
To niemożliwe, przemyka mu się przez myśl.
Naprzeciwko niego w całej swej okazałości, w standardowo czarnej szacie siedzi były śmierciożerca i szpieg Zakonu Feniksa.
Snape, myśli Harry, nawet nie zdając sobie sprawy, że wypowiedział to nazwisko na głos.
W jego czarnych oczach widać zaskoczenie. Najwyraźniej Mistrz Eliksirów nie rozpoznaje go. Nic dziwnego – Harry bardzo się zmienił w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie jest już tym samym młodzieńcem co wtedy. Jest straszy, wyższy i mocniej zbudowany. Niegdyś iskrzące zielone oczy, teraz patrzą smutnym wzrokiem. Nieścinane od dawna włosy opadają na czoło, zakrywając słynną bliznę w kształcie błyskawicy.
Jednak, kiedy mężczyzna zostaje rozpoznany przez dwudziestolatka, zaczyna mu się uważniej przyglądać.
- Potter – mówi po chwili, ale w jego głosie nie słychać dawnego chłodu czy szyderstwa.
Wypowiada jego nazwisko neutralnie, jakby nie wiedząc czego ma się po nim spodziewać.
Harry potwierdza skinięciem głowy, wiedząc już, że został rozpoznany.
Wciąż siedzą w milczeniu, od czasu do czasu zamawiając kolejne butelki whisky. Po pewnym czasie obaj są już zamroczeni alkoholem. Nagle obaj równocześnie wstają i kierują się do wyjścia. Snape idzie w stronę swojego mieszkania, Harry podąża za nim. Jego były nauczyciel nie ma nic przeciwko temu. Przebywają całą drogę w milczeniu.
Snape uchyla drzwi i przepuszcza przed siebie Harry’ego. Dwudziestolatek z wdzięcznością przestępuje próg domu. Rozgląda się z ciekawością. Przechodzi przez hol do pomieszczenia, które najwyraźniej jest salonem. Poznaje to po zielonych fotelach znajdujących się koło kominka, w którym wesoło płonie ogień oraz regale z książkami, stojącym nieopodal. Nie takiego wystroju spodziewał się po byłym śmierciożercy, który tak kochał czerń. Jednak dominującymi kolorami są tu kolory Slytherinu. Harry’emu bynajmniej to nie przeszkadza. Wydaje się tu być przytulnie.
Mężczyzna odziany w czarną szatę zaprasza ruchem ręki dwudziestolatka do pokoju. Kiedy ten siada na jednym z foteli, mężczyzna oddala się w stronę kuchni. Chwilę później wraca z dwoma butelkami Ognistej Whisky w rękach. Jedną podaje swojemu byłemu uczniowi i sam siada koło niego. Przez chwilę piją w ciszy alkohol.
Po pewnym czasie Harry odzywa się. Zaczyna opowiadać. Gdyby ktoś mu wcześniej powiedział, że będzie się kiedyś zwierzał Snape’owi, największemu postrachowi Hogwartu, z pewnością wyśmiałby go i wysłał do św. Munga. Jednak teraz nie wydaje się być to nie na miejscu. W końcu wojna zmienia ludzi. Czasem przyjaciele zdradzają cię, natomiast najwięksi wrogowie stają się przyjaciółmi. Dwudziestolatek opowiada o przelotnej miłości, swojej i Malfoya, Snape mu nie przerywa, tylko słucha uważnie.
- Wiesz jak to wszystko się zaczęło? Przez ciebie Snape… - śmieje się histerycznie. |
|